Wyjazd zwycięskiej civitatis antiquae

Źródło: Szkoły św. Tomasza z Akwinu

W środę 11.09.19 o godzinie 23.00, którą dla zaoszczędzenia czasu wybrał nasz wspaniały opiekun i mentor pan profesor Marian Kantorowicz, spotkaliśmy się pod szkołą. Czekał tam na nas prywatny busik wraz z nieocenionym kierowcą. Załadowaliśmy się do niego i rozpoczęliśmy całonocną podróż.

Dzień 1

Pierwsza przygoda rozpoczęła się tak naprawdę w momencie, w którym wysiedliśmy z naszego luksusowego pojazdu i musieliśmy wędrować z pustymi brzuchami pod górę. Pomimo wątpliwości udało nam się jednak tam dotrzeć i zaliczyliśmy pierwszy punkt programu: jajecznica i herbatka. Po odpowiedniej sjeście i przydzieleniu toczków (bezpieczeństwo przede wszystkim) ruszyliśmy w dalszą drogę (również pod górę) tym razem w kierunku naszego obozowiska, prowadzeni przez przewodnika Pana Stanisława. Dwie dziewczyny podjechały samochodem wraz z naszym zakwaterowaniem - jedna z chorą nogą, druga dla towarzystwa. Droga była długa, męcząca i pełna niebezpieczeństw w postaci błota, studni, których ofiarą padało niegdyś wiele koni oraz niedźwiedzi - mimo starań nie udało nam się żadnego zobaczyć. Na szczycie zjedliśmy kiełbasę, jedyne co pozostało z naszego obfitego śniadania, i ruszyliśmy łapać konie, którym niestety zachciało się przed nami ukryć. Instruował nas nasz przewodnik. Po dłuższym czasie wszyscy siedzieli na grzbietach koni i byli gotowi do drogi. Nasza wycieczka trwała parę godzin i polegała na wolnym stępowaniu po bieszczadzkich pagórkach, ale była bardzo emocjonująca dzięki stromym przejściom w gąszczu, i urozmaicona wieloma nieprzewidzianymi upadkami.

Po powrocie uczestniczyliśmy we Mszy Św., odprawionej przez ks. Szymona Bańkę, i resztę dnia spędziliśmy na przygotowywaniu i jedzeniu obiadu - trwało to kilka godzin i było największym wyzwaniem, jakie dotąd nas spotkało. Nie było niestety czasu na nasze ulubione zajęcie: grę w mafię, ale obiecaliśmy sobie zrobić to jutro i poszliśmy spać. 

Dzień 2

Poranna Msza, na którą zaspaliśmy, odbyła się trochę później. Potem zjedliśmy smaczne przypalone grzanki, resztę wczorajszego obiadu (bo zrobiliśmy go tak dużo) i wypiliśmy obowiązkową herbatę. Potem, nie tracąc czasu, wyruszyliśmy na kolejny etap konnej wycieczki. Tego dnia poprosiliśmy o więcej pól i łąk, żeby nie było tak ciężko jak przy wcześniejszych stromych zboczach i żeby ta doświadczona część grupy mogła trochę pogalopować. Tak też się stało - wszyscy byli zadowoleni i zmęczeni. Co za tym idzie, marzyliśmy o odpoczynku w obozie - spotkała nas jednak niespodzianka. Tak samo jak rok temu Pan Marian popisał się orientacją w terenie i z piętnastominutowego powrotu zrobiły się trzy i pół godziny przedzierania się przez gąszcz. Dotarliśmy w końcu na miejsce, ale dopiero po krążeniu w kółko i zawracaniu, a w końcu przy pomocy sąsiada pana Stanisława. Przygotowaliśmy i spałaszowaliśmy obiad, a potem mimo zmęczenia rozpoczęliśmy grę w "mafię". Po wielu emocjonujących rozgrywkach część osób poszła spać, a część została, by czuwać lub spać przy ognisku.

Rano spakowaliśmy się i po kilkunastominutowym spacerze uczestniczyliśmy we Mszy Św. w zabytkowej cerkwi św. Mikołaja. Przy plebanii obok zjedliśmy śniadanie. Potem wróciliśmy do Warszawy - tą sama drogą, którą przyjechaliśmy i tym samym busem. 

To był świetny wyjazd, który na pewno będziemy dobrze wspominać. Bieszczady są piękne, konie wspaniałe, obiadki z ogniska niezapomniane, a „mafia” prowadzona przez ks. Szymona na zawsze pozostanie w naszych sercach. Już nie możemy się doczekać następnej wycieczki.

anonimowy kronikarz i reszta civitatis antiquae

Na szkolnym kanale YouTube można obejrzeć fotorelację z wyjazdu.